Gwiezdne historie: marzenia się spełniają!

Od początku ferii Moc jest z Centrum Nauki i Techniki EC1. W naszych murach, pomiędzy maszynami przypominającymi o dawnym życiu elektrowni, nagle pojawiło się 27 modeli, tworzących wystawę “Gwiezdne historie”. Dostajemy wiele zapytań o modele od naszych gości, więc postanowiliśmy porozmawiać z ich twórcami: Bernardem Szukielem (B.S.) oraz Markiem Kuleszą (M. K.). Rozmawiała Karolina Mirowska:

- Bardzo dziękuję Panom za przyjęcie zaproszenia do tej rozmowy. Zacznijmy od najczęstszego pytania - co takiego fascynującego jest w tym uniwersum, co sprawia, że chcą Panowie poświęcać miesiące pracy, odwzorowując pojazdy, roboty i postacie?
B.S. - Od momentu kiedy obejrzałem pierwszy raz Gwiezdne Wojny, chciałem mieć model z filmu, X-Winga, Sokoła Millenium, w sumie jakikolwiek. Po każdym premierowym seansie wychodziłem z kina z rumieńcami. Byłem (i do tej pory jestem) pod ogromnym wrażeniem niespotykanych na tamte czasy efektów specjalnych,  kształtu pojazdów kosmicznych i wymyślonych światów. Ogólnie każdy element, strój, broń, gadżet... jest wykonany perfekcyjnie. Nic bym nie zmienił. W latach 80. XX wieku wyczynem było zdobyć zdjęcie z jakiegoś czasopisma a ja miałem chyba wszystkie,  jakie się wtedy ukazały. Kupowałem na „Skrze” pojedyncze kartki z magazynu Bravo. Nie wiem, czy gdyby Lucas zatrudnił innych grafików i modelarzy, film wywarłby na mnie tak ogromne wrażenie, czy miałby tylu fanów na całym świecie?
M.K. – Dlaczego? Ponieważ w latach 80-tych był to najbardziej "inny" film. Ponieważ był po pierwsze fantastyczny a scenografia była wyjątkowa jak na ówczesne kino. Zardzewiałe roboty, zużyte statki, nietypowe plenery, szybkie, zwarte akcje. Po prostu wszystko co mogło zauroczyć typowego nastolatka.

 

Bernard Szukiel i Marek Kulesza

Bernard Szukiel i Marek Kulesza, autorzy modeli
z uniwersum "Gwiezdnych Wojen" / yavin.pl

- Dlaczego zdecydowali się Panowie sami projektować i składać swoje modele a nie tylko korzystać z gotowych zestawów?
B.S. - Na rynku istnieje kilka dostępnych modeli z Uniwersum. Są one jednak małe, proste. Wszystkie takie same, nie wyróżniają się zbytnio na tle innych. Budowanie ich polega na złożeniu gotowych elementów i pomalowaniu. Chciałem coś sam zbudować, w skali i z dokładnością jaką sam wybiorę. Nie spodziewałem się efektu ukończonego pierwszego modelu. Uwierzyłem wtedy w siebie i staram się trzymać poziom, jaki sobie narzuciłem.
M.K. - Gotowe zestawy ? To nie dla nas absolutnie. Zawsze chciałem czegoś więcej. Poza tym w latach mojej młodości nie było gotowych zestawów.

- Które modele są dla Panów szczególne? Które były najtrudniejsze technicznie lub najbardziej czasochłonne? A które z kolei są ulubione?
B.S. -  Moim ulubionym modelem jest Sokół Millenium. Jego budowa zajęła mi prawie 4 lata. Modelarze mówią, że zacząłem od najtrudniejszego modelu. Był to chyba dobry wybór, bo model bardzo się spodobał i tak rozpoczęła się na nowo moja przygoda z Gwiezdnymi Wojnami. Przez wiele lat zbierałem zdjęcia dostępne w sieci - a było tego naprawdę bardzo mało. Chciałem by model wyróżniał się od innych plastikowych jakie można nabyć w sklepach modelarskich. Mój musiał być większy, bardziej szczegółowy, oświetlony i jak najlepiej odwzorowywać oryginał. Model zdobył uznanie wśród bardzo rygorystycznych modelarzy oraz kilka nagród na konkursach.
M.K. - Ja akurat nie mam ulubionego modelu. Każdy jest wyjątkowy i ciekawy. Natomiast najtrudniejszy statek - to ten który jeszcze jest do zrobienia...

- Wykonują Panowie modele w zupełnie różnych technikach, pan Bernard głównie z kartonu, pan Marek z tworzywa – dlaczego akurat w takich?
B.S. - Chciałem, by model wyróżniał się od innych plastikowych jakie można nabyć w sklepach modelarskich. Lubiłem karton, jest on tani i ogólnodostępny a i miałem trochę praktyki w budowie makiet. Przeglądając internet, spotkałem na świecie tylko kilku modelarzy, którzy budują gwiezdno-wojenne modele z kartonu. Dzięki temu moje prace są unikatowe, niepowtarzalne, jedyne na świecie.
M.K. - Papier to nie moja bajka, stanowczo wolę PCV. Jest bardziej plastyczne, ma więcej możliwości.

- Jak wygląda proces tworzenia takiego modelu? Ale może zacznijmy od tego, jak decydują Panowie, który model wykonać?  
B.S. - Zawsze mam problem z wyborem. W planach cały czas mam kilka. Pojawia się dylemat, czy zbudować model rozpoznawalny, często pojawiający się w filmie, który na pewno już ktoś zbudował, czy taki, który byłby pierwszy i niepowtarzalny.
M.K. - Bywa różnie. Czasami pod wpływem natchnienia decyduję się na jakiś model, albo po prostu wybieram ten, którego jeszcze nikt nie zrobił. Najczęściej jednak żona wybiera model do zrobienia i to zazwyczaj najtrudniejszy.

- Kiedy model jest już wybrany, skąd czerpią panowie informacje, jak dokładnie machina wygląda? Czy oglądają panowie klatka po klatce film, czy korzystają ze zdjęć czy może są miejsca gdzie są zamieszczone plany? Jak przebiega dalszy proces twórczy?
B.S. - Budowa modelu, którego wersja wyszła już w formie plastikowej jest dużo łatwiejsza niż takiego, którego zdjęć nie ma w internecie. Tak było w przypadku X-Winga T70 czy promu Krennika. Modele te budowałem przyglądając się kilku zdjęciom. Budowa modelu trwa od kilku miesięcy do kilku lat. Każdą wolną chwilę poświęcam na poszerzanie swojej kolekcji.  Troszkę nabrałem wprawy w projektowaniu i budowa trwa już coraz krócej, ale nadal jest czasochłonna. Na festiwalach fantastyki i wystawach zauważyłem, że większe modele wzbudzają większe zainteresowanie. Ograniczeniem wielkości stał się tu jedynie transport. Już ledwo mieszczę kolekcję w aucie. Najnowszy model astromecha R5-D4 został wykonany w skali 1:1, ma ponad 1,2 metra.
M.K. - Dawniej faktycznie oglądałem, filmy klatka po klatce, gdyż nie było jakichkolwiek planów. Nie było internetu, więc trzeba było bazować na filmie i samemu wszystko skalować. W dzisiejszych czasach plany są już dostępne, ale nie korzystam z nich, bo i tak są nieprofesjonalne. Więc raczej pozostaję przy swoich starych metodach. Wiem, że staroświeckich, ale sprawdzonych. Procesem malowania zajmuje się moja żona, używa do tego wszystkich materiałów. Również herbaty, rdzy, wszelkich farb, i na co tylko pozwala wyobraźnia...

 

Modele machin wojennych

 

- Czy zdarzyło się że ktoś zarzucił panom brak wierności modeli?
B.S. - Na szczęście mało jest fanów, którzy studiowali każdy element modelu. W filmie wszystko jest w ruchu i ciężko jest dopasować każdy szczegół. Część modelu jest niewidoczna i tu potrzebna jest wyobraźnia. Im model jest bardziej szczegółowy, tym większe wzbudza zainteresowanie. Nie spotkałem się z wytykaniem błędów. Jestem otwarty na krytykę. Cały czas staram się doskonalić w moim hobby.
M.K. - Tak, jak najbardziej. Ale w moim wypadku, nie zależy mi na wiernym odtworzeniu oryginału, ale na improwizowaniu i ulepszaniu bardziej własnej wizji. Staram się być w tym trochę artystą, nie bawi mnie wierne kopiowanie tego, co już ktoś stworzył.

- Niektóre modele zawierają podpisy aktorów. Czy trudno było je zdobyć? Które spotkanie najbardziej zapadło panom w pamięć?
B.S. - Na modelu robota R5-D4 mam około 20 autografów aktorów grających w Gwiezdnych Wojnach. Spotkałem ich na ComicConach i innych festiwalach fantastyki w Polsce i zagranicą. Bardzo chętnie zwiedzali naszą wystawę i dawali autografy. Któryś nawet stwierdził że nasze modele są fajniejsze niż oryginał, ale chyba chciał być tylko miły. Najbardziej wspominam spotkanie z Temuera Morrison który wcielił się w Jango Feeta w Ataku Klonów. Szczerze był zadowolony, że może z nami porozmawiać i zwiedzić wystawę.
M.K. - W sumie, nie było trudno zdobyć autografy, gdyż na konwentach i wystawach wielu aktorów z wielką chęcią, sami nieraz, oferowało się złożyć podpisy. Dla mnie to pewien rodzaj nobilitacji i uhonorowania mojej pracy.

- Jakie są dla panów największe korzyści z budowania modeli i pokazywania ich na całym świecie? Czy spotkało panów coś szczególnie miłego w związku z ich prezentowaniem?
B.S. - Największą korzyścią jest spotkanie z tysiącami fanów. Uznanie za kunszt, możliwość pokazania im na żywo pojazdów, które widzieli tylko w filmie. Uśmiech na twarzach. Radość że nasza praca komuś daje zadowolenie. Tekst osoby wchodzącej na teren wystawy “chcę tu zamieszkać”, bezcenne!
M.K. - Każda wystawa jest inna i szczególnie miła, tu można by mówić w nieskończoność. Największą zapłatą jest oczywiście uśmiech podziwiających , szczególnie dzieciaków. Poza tym mobilizujemy młodzież do własnej twórczości. Dostaję wiele maili po wystawach, często od rodziców, że ich dzieci wreszcie odeszły od komputera, zajmując się modelarstwem. Coś kleją, coś tworzą, więc mam nadzieje, że zarażamy pasją.

- To spróbujmy zainspirować naszych zwiedzających... Gdyby ktoś chciał stworzyć własny model, czego potrzebuje? Od jakiego modelu najlepiej zacząć?
B.S. - Jest w internecie kilka prostych, darmowych modeli z Gwiezdnych Wojen do pobrania. Każdy modelarz musi być cierpliwy. Kunszt przyjdzie z 5 lub 10 modelem. Sam czasem jeden szczegół wycinam 10 razy zanim będę zadowolony z efektu.
M.K. - Każdy może stworzyć własny model. Wystarczy cierpliwość i wyobraźnia. A materiały? To może być wszystko: zakrętki, zapalniczki, długopisy, stare zabawki, naprawdę wszystko, co posiadamy w domu. Najbardziej, niepotrzebna rzecz, może stać się czymś wyjątkowym, to zależy tylko od nas.

- Gdyby nie ograniczał panów czas ani budżet, co by panowie chcieli zbudować?
B.S. - Sokoła w skali 1:1. Oczywiście to już nie z kartonu.
M.K. - Nie wiem, co by było jakbym był bardzo  bogaty i miał dużo czasu. Myślę, że wówczas budowałbym prawdziwe statki kosmiczne!

 

Sokół Millenium

 

- Poza modelarstwem, jakie mają panowie pasje? Czym się panowie zajmujecie zawodowo? Czy rodziny wspierają was w waszym hobby?
B.S. - Z zawodu jestem technikiem RTG. Na co dzień pracuję w szpitalu na bloku operacyjnym w radiologii zabiegowej. W wolnych chwilach trochę malowałem, głównie kopie ulubionych malarzy Borysa Vallejo, Chrisa Achilleosa, Luisa Royio czy Wojtka Siudmaka. Teraz każdy wolny moment spędzam nad wycinaniem i klejeniem. Mam żonę, która mnie wspiera przy każdym projekcie. Jest bardzo wyrozumiała dla bałaganu, jaki tworzę podczas pracy. Pomogła mi także przy pracach przy kilku modelach i jest moim pierwszym recenzentem. Mój dorosły syn podziela moje zainteresowania odnośnie fantastyki. Rodzina często towarzyszy mi na wystawach i jest dla mnie dużym wsparciem.
M.K. - Poza modelami buduję też żaglowce, trochę maluję. Natomiast żona zajmuje się tatuażem i ma własne studio. Większość modeli wykonujemy wspólnie. Często się sprzeczamy, co gdzie przykleić, ale najczęściej wspieramy się i mobilizujemy. Żona nie przepada za tym filmem, ale  z wielką chęcią robi postacie, powiększając nasza kolekcję, traktując to jako wyzwanie artystyczne.

- A jak zaczęła się Panów współpraca?
B.S. - W 2013 roku przez przypadek zobaczyłem  w sieci stronę internetową Adama i Marka Kuleszów, którzy od kilkunastu lat budują modele z Uniwersum Star Wars. Poprosiłem ich o opinię na temat mojej pracy. Bardzo im się model spodobał i zaproponowali mi udział w StarForce - Zlocie Fanów Gwiezdnych Wojen w Toruniu. I tak to się zaczęło. Artykuł w lokalnej gazecie, "Dzień dobry TVN", wywiad w magazynie Star Wars Insider, Grand Prix na konkursie modelarskim... Stworzyliśmy razem grupę YAVIN i razem prezentujemy naszą pasję na wielu zlotach SF. Jako ciekawostkę powiem, że nasza kolekcja została zauważona przez LucasFilm i przeszliśmy do półfinału wyboru atrakcji na kwietniowy Star Wars Celebration w Chicago. Niestety nie wybrano nas, ale czekamy na kolejną edycję w Europie. Marzenia się spełniają!

- Bardzo dziękuję za rozmowę i życzę Panom kolejnych sukcesów!

Karolina Mirowska

 


Wystawa "Gwiezdne historie" była prezentowana w przestrzeniach Centrum Nauki i Techniki EC1 w czasie ferii zimowych w lutym 2019 r.

Artystów z grupy yavin.pl można znaleźć również na Facebooku.